sobota, 5 października 2019

Stutthof - Apel cieni - koncert 27.09.2019



Koncert projektu w składzie:Tomasz Budzyński, Dariusz Budkiewicz, Michał Jacaszek i Beata Polak. Miejsce: Kościół św. Andrzeja Boboli w Warszawie.

Bardzo mnie ucieszyła wiadomość o tym koncercie, bo po pierwsze, wszystko było mi na rękę i miejsce i czas, a po drugie i najważniejsze - nie ulegało wątpliwości, że to wyjątkowe wydarzenie, które w dodatku może się więcej już nie powtórzyć. 

Już w drodze do kościoła spotkałam Bogusów i miałam nadzieję, że trochę nas tam jednak będzie. Niestety, jak dotarliśmy, kościół świecił pustkami a wśród znajomych twarzy znaleźli się jedynie Erkejowie. Potem na szczęście trochę ludzi przybyło i ostatecznie liczba osób na widowni nie była jakaś zatrważająco mała, chociaż wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Na koniec okazało się jeszcze, że był obecny Emilian i na tym skończyła się reprezentacja forum, chyba, że kogoś nie poznałam. Aż trudno w to uwierzyć... 
Ci co nie byli, mogą tylko żałować.

W przestrzeni i akustyce kościoła ta muzyka wybrzmiała o wiele mocniej i pełniej, niż na płycie. Zresztą aranżacja też była nieco inna, lepsza, wyrazistsza, o wiele bardziej zostały wykorzystane i wyeksponowane odgłosy ilustrujące realia obozu. Perkusja Beaty bardzo mocno i dobitnie podkreślała brutalność tamtej rzeczywistości. Jeśli po pierwszym odsłuchu płyty miałam wątpliwości, czy artystom udało się dobrze oddać klimat Stutthofu, to tu rozwiały się całkowicie. Chyba nie można tego było zrobić lepiej. Bardzo jestem ciekawa, jakie odczucia podczas słuchania tego koncertu mieliby autorzy tych tekstów.
Po koncercie słyszałam trochę krytyki pod adresem akustyki - że w paru przypadkach instrumenty zagłuszały tekst. Prawda, faktycznie było tak chyba w przypadku dwóch utworów, chociaż mi to akurat nie przeszkadzało, bo treść tekstów gdzieś tam z tyłu głowy miałam w świadomości, natomiast ta ogłuszająca kakofonia dźwięków sama w sobie stanowiła dobitną opowieść o ówczesnym piekle, przeszywającą mnie aż do szpiku kości.

Pojawiły się i u mnie jednak pewne drobne zastrzeżenia. Materiał ten, również na płycie, ma w sobie pewną monotonię, wcześniej nie bardzo mogłam wychwycić, na czym ona dokładnie polega i dopatrywałam się jej głównie w warstwie instrumentalnej. Na koncercie jednak uderzyło zbytnie podobieństwo w linii wokalnej w większości utworów. I o ile na płycie jakoś łatwiej mi było przyjąć koncepcję, że to celowy zabieg mający na celu oddanie monotonii życia w obozie, o tyle na koncercie trochę zaczynało przeszkadzać. Chociaż, tak jak już niektórzy pisali na forum, to nie jest muzyka stworzona po to, żeby 'się podobać'.

Nie za bardzo trafiło też do mnie kończenie każdego utworu niekończącymi się powtórzeniami ostatniego wersu. W moim odczuciu lepiej by było, gdyby ten zabieg był użyty oszczędniej, większą miałby siłę wyrazu. Chociaż to chyba nie był rezultat wyrachowanych wcześniejszych kalkulacji na temat tego 'jak to będzie lepiej brzmiało',  tylko efekt silnych emocji wokalisty.

Mniejsza o drobiazgi, właściwie od pierwszych dźwięków do samego końca siedziałam wgnieciona w ławkę, a po wyjściu długo nie mogłam się otrząsnąć i dojść do siebie. Ogromny szacunek dla artystów!

Nie licząc przemówień organizatorów na wstępie, koncert upłynął w całości bez żadnych interakcji między muzykami a publicznością. Utwory następowały jeden po drugim bez żadnych wprowadzeń przed ani braw po. I to było najbardziej słuszne. Jedynie teksty piosenek miały tu rację bytu, cóż można by do nich dodać? I nie był to występ rozrywkowy ku uciesze gawiedzi, więc i oklaski wydawały się niestosowne. Dopiero na koniec biliśmy brawa, poważne i stonowane, ale mocne i szczere, bo wykonawcom podziękowanie i uznanie jakoś wyrazić było trzeba. 

Budzy na koniec nie wyszedł do publiczności, szkoda... Ale chyba nie był w stanie, mam wrażenie, że emocjonalnie bardzo ciężko ten koncert przeżył.

Po wyjściu z kościoła Bogusom udało się za to dorwać dyrektora muzeum w Stutthofie, który zdradził, jak można wejść w posiadanie płyty, której nie wolno sprzedawać, przepraszając przy okazji, że nie ma innego sposobu. Przyznał się też do bycia fanem Armii i ogólnie okazał się być bardzo miłym gościem.

Dobrze, że mogłam uczestniczyć w tym wydarzeniu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz